Przepaść dzieląca Internet na dwie części rośnie. Po jednej stronie znajduje się Internet komercyjny, opanowany przez monopolistów, skupiony wokół mediów. Internet mający tylko jeden cel: zmusić nas do klikania. Mierzy kliknięcia, optymalizuje kliknięcia, generuje kliknięcia. Zbiera o nas tak dużo informacji, jak tylko może, każdą sekundę naszego życia zasypuje reklamami, dźwiękami, powiadomieniami, wibracjami, migającymi LEDami, muzyką w tle i jaskrawymi tytułami. Sieć sprowadzająca się do idiokracji, jak w krajobrazie Blade Runnera, kompletnej cyberpunkowej dystopii.
Po drugiej natomiast stronie jest Internet dla osób zaawansowanych technologicznie. Osób, które instalują adblocki czy alternatywne przeglądarki. Osób, które wypróbowują alternatywne sieci, takie jak Mastodon, lub (Boże, przebacz) Gemini. Osób, które cisną bekę z nowoczesnego web-u, tworząc strony z samego HTML-a, pozbawione JavaScript.
Pomiędzy tymi dwoma skrajnościami, przepaść się powiększa. Musisz wybrać swoją stronę. Jeśli chcesz przeglądać "normalny Internet", coraz częściej nie obędzie się bez wyłączenia przynajmniej części twoich blokerów niefajnych funkcji aby dostać się do treści.
Zwykle nie zaprząta to mojej uwagi. Kliknięty link się nie otwiera lub strona się rozjeżdża? Prawdopodobnie blokuję jakiś ważny dla działania strony JavaScript. Nic mnie to nie obchodzi, i tak mam zbyt dużo do czytania. Zyskuję więcej czasu na inne sprawy. Aktualnie używam kagi.com jako mojej głównej wyszukiwarki. Posiada ona fajną funkcję, która nazywa się "non-commercial lens" i polega na tym, że wyszukiwarka będzie się starała zepchnąć w dół bardziej komercyjne strony i treści (co jest nieco ironiczne biorąc po uwagę, że Kagi sam jest komercyjną wyszukiwarką). Pozwala również ręcznie zdepriorytetyzować wybrane domeny, jak facebook.com czy linkedin.com. Jeśli publikujesz na tych stronach, mniejsza szansa, że to zobaczę. Nie wspomniałem o kilku sytuacjach, kiedy używałem marginalia.nu.
Dzieje się coś dziwnego: nie tylko część sieci staje się dla mnie niewidoczna; ponieważ całkowicie unikam Google Analytics, każdej domeny Facebooka i jakichkolwiek skryptów śledzących, sam także staję się dla nich niewidoczny. Ja nie widzę ich, a oni mnie!
Pomyśl o tym! Cała ta "sieć MBA, projektantów i marketingu" jest teraz zoptymalizowana dzięki analityce opisującej osoby nieblokujące analityki (oraz boty udające, że są takimi osobami). Z dnia na dzień czuję się coraz bardziej odłączony od tej części Internetu.
Korzystanie z tych stron jest tak denerwujące, że kiedy naprawdę potrzebuję, często po prostu decyduję się na... rozmowę telefoniczną lub wysłanie e-maila. Podpisałem umowę na telefon pisząc przez e-mail z prawdziwą osobą, ponieważ formularz rejestracyjny dla mnie nie działał. Dzwonię gdy chcę zarezerwować pobyt w hotelu, jeśli rejestracja online nie jest dostatecznie prosta lub wymaga ode mnie założenia konta. Nie lubię rozmawiać przez telefon, jednak ostatecznie oszczędza mi to dużo czasu i stresu. Idę do sklepu pieszo lub rowerem zamiast zamawiać przez Internet, dzięki czemu mogę uzyskać bezpośrednią poradę, lub wymienić wadliwy towar.
Pomimo zerwania z czymś, czym wydaje się nam być "Internet", nigdy nie otrzymałem tylu e-maili komentujących moje wpisy na blogu. Rzadko zdarza mi się mieć tak interesujące dyskusje w Internecie jak na Mastodonie. Codziennie mam dziesiątki interesujących treści do przeczytania w moim feedzie RSS, na Gemini, na Hacker News, na Mastodonie. Wiele z nich znajduje się na bardzo minimalistycznych blogach, takich po których można sprawnie nawigować. Co zabawne, osoby nietechniczne po zobaczeniu mojego bloga lub tych, których ja czytam, bardzo często spontanicznie wyrażają swój zachwyt nad prostotą, minimalizmem i łatwością obsługi. Tak jakby wszystkie te warstwy JavaScriptu i migającego css-a działały przeciwko używalności, przeciwko ludziom. Tak jakby prawdziwych użytkowników nigdy nie obchodził "fajny design" i chcieli tylko czegoś prostego.
Czuję jakby każdy właśnie w tej chwili wybierał swoją stronę. Nie da się już stać pośrodku. Albo przeznaczasz całą swoją moc procesora na uruchomienie masy skryptów śledzących, albo odchodzisz daleko od wielkich korporacji. Albo płacą ci za zbudowanie wielkich billboardów na kolejnym frameworku, albo ręcznie składasz HTML.
Może web nie umiera. Może tylko się rozdwaja.
Na pewno znasz pojęcie "dark webu", o którym piszą dziennikarze? (jeden z nich na moje pytanie odpowiedział, że dla niego "dark web" oznacza "strony, które niełatwo znaleźć przy pomocy wyszukiwarki Google"). Cóż, czasem czuję, że jestem częścią "dark webu". Nie żeby kupować narkotyki czy wynajmować płatnych zabójców, nie! Chodzi o miejsce gdzie dyskusje mogą się swobodnie toczyć bez szpiegowania i przerywania reklamami.
Ale coraz bardziej czuję się jak outsider, ktoś spoza.
Właściwie to nie ja. To ci, którzy żyją z reklamy i dla reklamy, są outsiderami. Oni są tymi, którzy niszczą wszystko czegokolwiek się dotkną, wliczając w to naszą planetę. To oni są chorymi psychopatami, a ja nie chcę mieć z nimi już więcej do czynienia. Uważasz, że to my odcinamy się od tych dziwaków z obsesją na punkcie kliknięć? Droga wolna! Dobrej zabawy z nimi.
Ale jeśli chcesz z nami popłynąć, to teraz jest czas, aby wrócić do starego, prostego web-u. Witamy z powrotem na pokładzie!